piątek, 1 stycznia 2016

Bíláhavran cd. Asydorie

- Nie ma sprawy, jakich jeszcze potrzebujesz?
Dziewczynka powoli wymieniła nazwy sosów. Tym razem obyło się bez zbędnych zgadywanek. Nowo poznana osoba pewnie planowała zrobić coś pysznego. Uśmiechnął się lekko do niej. Po chwili usłyszał ciche podziękowania. Kolejna nieśmiała istotka? Cóż... Scott na to nic nie poradzi, pomógł jak mógł, a więc mógł być z siebie zadowolony. Podążał już alejką prosto do kasy, najwidoczniej mała blondyneczka również skończyła swoje zakupy. Widząc jedną pracownicę, która obsługiwała klientów, przepuścił dziewczynę przed siebie w kolejce. Jakoś szczególnie mu się nie śpieszyło wracać do Valkoinena, który dziś poczuł się gorzej... Kto by tam do niego chciał wracać? Szybciutko poszło, na całe szczęście pani, która tu pracowała nie należała do tych "powolnych" i mało obeznanych z kasą, poza tym dobrze znała podstawy matematyki. Wychodząc z marketu, zauważył jak urocza osóbka zmaga się z pakunkiem błękitnego wózka. Widział, że jest jej naprawdę ciężko... Gdzie jej wilczy partner bądź wilcza partnerka? No nic, westchnął i podszedł do istotki i zaproponował swoją pomocą. Nie chciał nalegać, ale tak jakoś wyszło. To nie zdrowe męczyć się tak na tym mrozie. Ciągnąc za sobą wózek dziewczynki, zapytał o jej imię. Wydukała je cichutko przez szalik, brzmiało ono Elisabeth.
- Ja jestem Scott, miło cię poznać - uśmiechnął się raz jeszcze do niej.
- Scott... Pomożesz mi z tym? - Wskazała na wózek, a dokładniej na karton. - Miałam rano ma-mały wypadek, nie dam rady... sa... - W tym momencie Elisabeth kichnęła. Momentalnie róż jej policzków przemienił się w czerwień.
- Pomogę - rzucił krótko. Następnie wyciągnął chusteczkę i podał je nowej znajomej. - To nic takiego, to dobrze, że prosisz o pomoc.
Poczuła się nieco pewniej w towarzystwie Scotta, przynajmniej tak uważał blondyn. Wkrótce przekonał się o tym, że raczej to nie jest takie łatwe jak się wydaje. Elisabeth mieszkała dosyć daleko od tego marketu. Kiedy wnosił rozłożony mebel po schodach, słuchał przeprosin dziewczynki. Nie chciała go wykorzystywać, a w domu ma jeszcze taki syf. Jakoś go to nie obchodziło, byleby dokończyć to co się zaczęło. Wszedł powolutku do mieszkania znajomej. Ta szybko ściągnęła kurtkę wraz z butami. Pognała czym prędzej do kuchni sprzątając potłuczone szkło. Scott również ściągnął swoje rzeczy, wcześniej odłożył karton, który następnie przytachał to pomieszczenia, w którym przebywała mała panienka. Otworzywszy to wzięli się z czytanie instrukcji złożenia. Kiedy skończyli, wzięli się do roboty. Nie należało to do łatwych zadań, ale trudne też nie było. Wystarczyło mieć sprawne rączki i niezbędną siłę.
- Powiesisz ją tam, dobrze? - powiedziała na co chłopak tylko przytaknął. - Ja... Ci to wynagrodzę, może zostaniesz na obiad?
- Ni... - zamyślił się na chwilę. - Jeśli to nie będzie kłopot, a twoja zachcianka, to mogę zostać. Jeśli jednak robisz to tylko ze względu na pomoc, będę się zbierał.
Posłał jej łagodny uśmiech. Zakończył wieszanie szafek i pomógł w zbieraniu resztek szkła. Dziewczyna stanęła przy kuchence i zaczęła coś przygotowywać. Scott usiadł przy jakimś stole. Nie potrafił jako tako zacząć rozmowy, tym bardziej z nowo poznaną osobą. Zrozumiał, że Elisabeth jest nieśmiałą osóbką, a więc ona raczej też się zbytnio odzywać nie będzie. Chwilę później postawiła przed nosem blondyna talerz z zupą. Pływający brokuł lekko zniechęcił Scotta. Towarzyszka przyglądała się swojemu koledze, chyba się domyśliła o co chodzi.
- Nie lubię brokuł - odezwał się.

<Elisabeth?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz